Kierowany rewelacyjnymi i entuzjastycznymi recenzjami słuchawek HP890
postanowiłem sie przekonać na własnych uszach, czy słuchawki te wywrą na mnie równie olśniewające wrażenie. A więc: tuż po założeniu - bardzo miły materiał na poduszkach, po długim odsłuchu nie drapie, dobrze przylegają do głowy (szczelne), nie uwierają małżowiny. Po naciśnięciu "Play" przeżyłem niestety przykre rozczarowanie - basik, owszem, przyjemny, cieplutki, lecz dźwięk to nie tylko basik, a HP890 najwyraźniej o tym zdają się zapominać, ponieważ pozostałe wyższe tony są przymulone, w szczególności środek - znajduje się jakby za jakąś zasłoną, za którą wszystko się zlewa w szarą i mdłą breję... Np. talerze - jakie talerze?! Talerzy brak! Zamiast srebrzystej i lotnej barwy dzwięku talerzy mamy przycięzkie sapnięcie starej lokomotywy. A więc basy, potem długo długo nic i bardzo wysokie tony wyostrzone na maksa - no po prostu nieomal szlifierka (dziwne to); czuję jak te najwyższe tony nieprzyjemnie dźgają moje bębenki w uszach. Ogólne wrażenia z odsłuchu - wszystko jest wynaturzone, nierealistycznie oddane, jakieś takie "plastikowo-efekciarskie". Stosunek jakość/cena nie wypada aż tak rewelacyjnie. Dołożymy ok. 100 zł i mamy już naprawdę przyzwoite niskobudżetowe słuchawki.
Słuchawki HP890 nadają się na prezent (najlepiej dla kogoś, kogo nie lubicie,
np. teściowa), bo swoją masywnością i solidnością robią wrażenie sprzętu z
wyższej półki (łącznie z tym dziwnym stojaczkiem), ale cały czar pryska po
włączeniu "Play". Ponadto kiepska wentylacja (uszy się pocą jak w zamkniętych) i "automatyczna regulacja pałąka" (słuchawki zjeżdżają w dół) i ten ciężar sprawiają, że dla wymagającego użytkownika Philipsy HP890 są jedynie dobre do tego, aby na nie popatrzeć : ( Kolega je oddał.